Często mówi się o zależności pomiędzy zwierzętami i ludźmi, zapominając o naszym związku ze światem flory. A przecież wszyscy jesteśmy drzewami, kwiatami, trawami i ziołami. Atlas wynaturzeń to literacki dziki ogród. Obok prozy poetyckiej pojawiają się tu historie ukwiecone elementami groteski, a także opowiadania z pogranicza fantastyki i dystopii. Zdarzają się i prawdziwe, tekstowe c h w a s t y l i t e r a c k i e, bo jak są ludzie-psy, ludzie-konie czy ludzie-myszy, tak są i ludzie-huby i ludzie kłącza. Czy człowiek-perz nie może być kuzynem Kafkowskiego człowieka-chrząszcza? Wszystko tu się z czymś wiąże, wszystko się z wszystkim wzajemnie przenika, wszystko niczym bluszcz próbuje wspiąć się wyżej, dalej, głębiej, by przyciągnąć do siebie kolejne zacisze łopuchów. Albowiem każdy tekst literacki jest w ostateczności blokiem, zwojem, kłębem, t e k s t u r ą, w końcu węzłem gordyjskim i kłączem…
Tytuły tych literackich miniatur bezpośrednio odnoszą się do barwnego świata roślin, ale tematem „Atlasu” nie jest flora, tylko – jakże przewrotnie – ludzie. A może raczej: stawanie-się-fauną i florą bytu. Bywa, że rozszyfrowanie zależności pomiędzy tytułem a surrealistyczną treścią opowiadania wydaje się niemożliwe. Zawsze jednak istnieje, a sam proces czytania jest jak zapuszczanie korzeni w ziemi własnej wyobraźni.
Atlas wynaturzeń nie jest więc linearny, nie trzeba czytać go od początku do końca, chociaż – jak każdy dziki ogród – również i on rządzi się swoimi prawami. Czytać „Atlas” na wyrywki albo na wspak, skakać pomiędzy opowiadaniami, zakładać tekst zakładką z chabrów albo źdźbeł traw – oto lektura! Zaczynać ją za każdym razem od nowa, od czegoś, co przyciąga, co coś znaczy, co sunie jak cień po wilgotnych kamieniach muru starego podwórza, zostawiając swój lepki ślad – i sunie powoli niczym ślimak na jej łopatce, gdy zasnęła na piasku gdzieś na obrzeżu czerwca i lipca, a zachwyt tego w y n a t u r z e n i a rozszerza sklejone od lepkiego pyłu słońca powieki, oto ideał…