Osiem notatników
Patrząc na przechadzających się ludzi, na niezmiennie te same twarze, na te same ruchy, miałem wrażenie, że widzę jednego i tego samego człowieka. Ten człowiek czy może ci ludzie zatem tak sobie chodzili nienagabywani przez nikogo. Zamajaczył przede mną wzniosły cel. Nikt mi nie obiecywał, że gdy się do nich upodobnię, rozsunie się krata. Takich obietnic, na pozór nie do spełnienia, się nie daje. Jeśli oczekiwanie zostaje spełnione, to później powstaje wrażenie, że w swoim czasie taka obietnica została nam dana. W ludziach, którym się przyglądałem, nic szczególnie pociągającego nie dostrzegłem. Gdybym był zwolennikiem wolności, o której wspominałem, z pewnością wybrałbym otwarte morze miast owego wyjścia, które widok tych ludzi mi ukazał.
Pierwszą oznaką poznania jest pragnienie śmierci. To życie wydaje się nie do zniesienia, inne z kolei jest dla nas nieosiągalne. Nie wstydzimy się już pożądać śmierci, błagamy, by ze starej, znienawidzonej celi przeniesiono nas do nowej, którą dopiero przyjdzie nam znienawidzić. Resztki wiary pozwalają nam sobie wyobrazić, jak przypadkiem podczas transportu, w którymś z korytarzy spotkamy pana, który z uwagą spogląda na więźnia i mówi : „Tego już nie zamykajcie. Zabieram go”
***
„Niedokończenie utworu bynajmniej nie musi świadczyć o porażce artysty […]. Od tekstów Kafki nie można się oderwać. Że wspomnę jeden z niedokończonych, o wielkim ptaku karmionym rybami w zamian za obietnicę przeprawy do ciepłych krajów. Urywa się on nagle, nie zaspokajając naszej ciekawości, rozbudzonej od początku i podsycanej każdym zdaniem. To brak obietnicy dokończenia opowieści, nie zaś jej domniemane mankamenty, budzi rozczarowanie, bo nie dowiemy się nigdy, co też było dalej…, ale oto już następna, rozpoczęta, zaczyna rozpalać naszą wyobraźnię. Fascynacjom nie ma końca, bowiem nawet najdrobniejszy z literackich szkiców Kafki […] jest zaczątkiem realizacji jakiegoś fenomenalnego pomysłu”
Z posłowia Tłumaczki
Dzienniki (tom I i II)
„Niczego nie dokonam, gdyż nie mam czasu, a coś wewnątrz mnie się niepokoi. Gdyby cały dzień był wolny i poranny niepokój narastałby we mnie do południa, a do wieczora by ustawał, wówczas mógłbym zasnąć. W obecnej sytuacji jednakże na ów niepokój pozostaje tylko co najwyżej godzina o zmierzchu, gdyż wtedy ten nieco się wzmaga, a następnie zostaje stłumiony, po czym psuje mi całą noc zupełnie bezsensownie, a nawet działa na szkodę. Czy długo to wytrzymam? I czy jest sens to znosić? Czy dzięki temu zyskam czas? Gdy myślę o następującej anegdocie: Napoleon w Erfurcie, na obiedzie dworskim, opowiada: „Kiedy byłem jeszcze zwyczajnym porucznikiem w piątym pułku…” (królewskie wysokości patrzą na siebie z zakłopotaniem, Napoleon zauważa to i poprawia się) „kiedy miałem jeszcze zaszczyt być zwyczajnym porucznikiem…”, żyły na szyi nabrzmiewają mi pod wpływem lekko odczuwanej i sztucznie przenikającej do mego wnętrza dumy”.
*
„Zaleta pisania dziennika polega na tym, że z uspokajającą jasnością uświadamiamy sobie zmiany, jakim nieustannie podlegamy, w które oczywiście na ogół wierzymy, które przeczuwamy i do których się przyznajemy, ale których nieświadomie się wypieramy, jeśli dzięki takiemu stwierdzeniu pragniemy uzyskać nadzieję czy spokój. W dzienniku znajdujemy dowody świadczące o tym, że nawet w stanach, które dziś wydają się nie do zniesienia, żyliśmy, rozglądaliśmy się wokół i zapisywaliśmy swoje spostrzeżenia, zatem że nasza prawa ręka poruszała się tak, jak dziś, kiedy jesteśmy mądrzejsi dzięki możliwości zorientowania się w ówczesnym stanie, dlatego też tym bardziej musimy uszanować nieustraszoność naszych ówczesnych dążeń, podejmowanych w szczerej niewiedzy”.
*
Nie jest konieczne, byś wyszedł z domu. Pozostań przy stole i słuchaj. Nawet nie słuchaj, czekaj tylko. Nawet nie czekaj, bądz całkiem cicho i sam. Świat sam się przed tobą odsłoni, nie może być inaczej, będzie wił się przed tobą w ekstazie.
*
Z punktu widzenia literatury mój los jest bardzo niewyszukany. Upodobanie do ukazywania mojego pogrążonego we śnie życia wewnętrznego zepchnęło wszystkie inne sprawy na margines, gdzie zaczęły się one w przerażający sposób paczyć i gdzie wypaczają się nieustannie. Nic innego nigdy nie zdoła mnie zadowolić. Teraz moja moc tworzenia takich obrazów jest zupełnie nieprzewidywalna, być może opuściła mnie już na zawsze, a może opanuje mnie jeszcze kiedyś, nie sprzyjają jej wszakże moje warunki życiowe. Kołyszę się więc, nieustannie wzlatuję na szczyt góry, ale nie mogę się tam utrzymać ani przez chwilę. Inni też się kołyszą, ale w jej dolnych regionach, i mając więcej sił; gdy grozi im upadek, pochwyci ich krewny, który w tym celu kroczy tuż przy nich. Ale ja kołyszę się tam, w górze, nie jest to niestety śmierć, a tylko wieczne męki umierania.
*
Monotonia, rutyna, wygoda oraz niesamodzielność mojego stylu życia zatrzymują mnie tu, gdzie już raz się znalazłem bezwarunkowo. Co więcej, mam nadzwyczajną skłonność do życia w sposób wygodny i niesamodzielny, wszystko zatem, co może stać się szkodliwe, ja sam dodatkowo wzmagam.
*
Jestem rozbity, niewypoczęty. Puste naczynie, jeszcze całe, a już pośród skorup, albo już pęknięte, a jeszcze pośród całych naczyń. Przepełnione kłamstwami, nienawiścią i zawiścią. Pełne nieudolności, głupoty i niepojętności. Pełne gnuśności, słabości i bezbronności.
*
Wiem jednak, że nie wolno mi się poddawać, jeśli dzięki największym cierpieniom, spowodowanym przez dławiący twórczość sposób życia, mam osiągnąć jeszcze większą, być może oczekującą mnie, wolność. Jak zauważyłem, nie wyzbyłem się jeszcze zupełnie niegdysiejszej apatii, a oziębłości serca prawdopodobnie nigdy się nie wyzbędę. To, że nie cofnąłem się z przestrachem przed żadnym poniżeniem, może wskazywać równie dobrze na moje poczucie beznadziejności, jak i dawać nadzieję.
***
Franz Kafka (1883-1924)
Urodzony w Pradze na terenie monarchii austro-węgierskiej niemieckojęzyczny pisarz pochodzenia żydowskiego. W swoich opowiadaniach i powieściach stworzył figurę egzystencjalną związaną z sytuacją zmagania się jednostki z bezduszną machinerią Prawa, anonimową instytucją władzy, która w sposób absolutny panuje nad jednostką. Termin „kafkowski” (ang. „kafkaesque”, niem. „kafkaesk”, fr. „kafkaïen”) wszedł do języka uniwersalnego i określa właśnie przedstawianą przez autora Procesu sytuację bez wyjścia, w której jednostka zmuszona zostaje do zmagań z wyższą instancją, mimo że ma świadomość, że walka to daremna i pozbawiona możliwości ucieczki. Autor wielu opowiadań, z których najbardziej znane to: Wyrok (Das Urteil, 1913 r.), Kolonia karna (In der Strafkolonie, 1914 r.), Przemiana (Die Verwandlung, 1915 r.), Dociekania psa (Forschungen eines Hundes, 1922 r.), Głodomór (Ein Hungerkünstler, 1922 r.) oraz wydanych pośmiertnie, trzech nieukończonych powieści: Ameryki (Der Verschollene, 1927 r.), Procesu (Der Prozess, 1925 r.) i Zamku (Das Schloss, 1926 r.). Mieszkający niemal przez całe życie w Pradze Kafka, wraz z bliskimi mu pisarzami, M. Brodem, F. Weltschem i O. Baumem współtworzył tzw. Krąg Praski, prowadzący dysputy na tematy literackie. Chorujący na gruźlicę, zdominowany przez ojca, niedoceniony za życia Kafka całą swą literacką spuściznę kazał przed śmiercią spalić swemu najlepszemu przyjacielowi, wykonawcy testamentu Maxowi Brodowi, czego ten nie uczynił, publikując na przestrzeni kolejnych kilkudziesięciu lat wszystkie jego zachowane utwory i zapiski. Rozmaite możliwości interpretacyjne, enigmatyczny, zobrazowany w utworach świat oraz intrygujące parabole, które autor niejednokrotnie wykorzystywał w swoich tekstach, a przede wszystkim zupełnie nowy rodzaj reprezentacji, który stał się rozpoznawalnym, Kafkowskim idiomem, sposobem przedstawiania świata dzięki właściwym tylko autorowi Procesu rozwiązaniom formalnym sprawiły, że Kafka jest jednym z najsłynniejszych pisarzy przełomu XIX i XX w.